Dzisiejszy jednodniowy wyjazd był dosyć spontaniczny jeżeli chodzi o cel, ale jak zwykle bardzo udany. Grupa 4-osobowa, przejechane 280 km …
Z rana zaczęło się bardzo chmurzyć, ale śledząc prognozy pogody „uciekliśmy” w kierunku na północ i po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów jechaliśmy już w towarzystwie słoneczka. Kierowaliśmy się na Osiek nad Notecią, trasa bardzo przyjemna, zawsze wybieramy bardziej turystyczne, a nie najszybsze wersje dróg. W Osieku odwiedziliśmy Muzeum Kultury Ludowej, w którym znajduje się 28 dużych obiektów architektonicznych (chałupy i zabudowania gospodarcze od XVIII do początków XX w), trzy wiatraki, kościół, kuźnia i tartak oraz tzw mała architektura :kapliczki przydrożne, piece chlebowe, studnie i piwnica ziemna. Świetne miejsce do spędzenia czasu z rodziną lub dla wycieczek szkolnych. Dzisiaj nie było żadnej zorganizowanej imprezy, więc mieliśmy praktycznie wszystko dla siebie i pustą kawiarnię, ale muzeum organizuje różnego rodzaju festyny i pokazy etnograficzne.
Stamtąd pojechaliśmy w kierunku na Miasteczko Krajeńskie i dalej do Czarnkowa. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć, że odcinek drogi pomiędzy Osiekiem a Miasteczkiem Krajeńskim – rewelacyjny (same „zakrętasy”), ale cały odcinek drogi bardzo mi się podobał, mnóstwo uroczych widoków, a chciałabym zaznaczyć, że wraz z nabieraniem doświadczenia w jeździe motocyklem jestem już w stanie zauważyć otaczającą mnie rzeczywistość, wcześniej byłam głównie skupiona na kierowaniu i niewiele widziałam dookoła. W Czarnkowie stwierdziliśmy, że czas na obiadek i udaliśmy się do restauracji „Parkowa”. Całkiem przyjemny lokal przy parku (jak sama nazwa wskazuje) i smaczne jedzonko, ale zaskoczeniem było, gdy nagle usłyszeliśmy muzykę „na żywo”, ale jaką… okazało się, że dzisiaj „do kotleta” zagrał nam sam Kazik z zespołem Kult. Otóż wieczorem grali tam koncert i trafiliśmy na próbę przed tym właśnie wydarzeniem.
Następnie kierowaliśmy się już na Poznań, im bliżej domu tym bardziej zachmurzone niebo, w Obornikach zauważyliśmy na drodze ogromne kałuże i ślady po deszczu. Całe szczęście, że spędziliśmy w Czarnkowie tyle czasu, bo pewnie wjechalibyśmy w samą burzę, a tak … było już „po”. Jechaliśmy trochę z duszą na ramieniu rozglądając się wokoło, czy ciemne chmury widoczne na niebie przesuwają się w naszą stronę. W Złotnikach przed Suchym Lasem nawet zaczęło kropić, ale ostatecznie udało się i dotarliśmy do domów w stanie suchym i nienaruszonym.
Czas na piwko i odpoczynek … kolejna bardzo udana niedziela za nami … Lwg.