Kilka dni wcześniej rozmawialiśmy ze znajomym motocyklistą (pozdrawiam Rafała) o tym, że mieszkamy w takim dość nieciekawym miejscu, bo w odległości 200 km dookoła nie ma żadnych „fajnych widoków”, czyli w trakcie jednodniowego wyjazdu zakładając przejechanie ok 400 km trzeba się cieszyć głównie „samą jazdą w jeździe”, bo tzw widoczków niestety się nie uraczy, no i ewentualnie wyszukać jakieś ciekawsze miejsca jako cel, co zawsze staram się robić. W trakcie rozmowy usłyszeliśmy jednak od niego, że kiedyś zrobił sobie jednodniowy wypad na Dolny Śląsk i nawet zahaczył o czeskie górki… i zakiełkowała myśl…
Od jakiegoś już czasu mamy z Poznania dobre połączenie z Wrocławiem (S5), czyli da się tą trasę w miarę szybko pokonać, a za Wrocławiem zaczyna się już raj dla motocyklistów… górki, pagórki, zakręty i piękne widoki… co zresztą zawsze potwierdza ich ilość na drogach. No i postanowiliśmy spróbować ogarnąć to w jeden dzień, bez żadnych konkretnych celów, po prostu pojeździć po tamtym regionie…
W trakcie wyjazdu „zaliczyliśmy” Przełęcz Walimską położoną na terenie Gór Sowich na wysokości 755 m n.p.m. Przełęcz ta jest jest popularnym celem wycieczek, o czym świadczyła ilość samochodów na parkingu, jest doskonałym punktem wypadowym na najwyższy szczyt Gór Sowich – Wielka Sowa 1015 m n.p.m. Najpierw pojechaliśmy do miejscowości Pieszyce, a stamtąd drogą 383 przez przełęcz i dalej w kierunku na Wałbrzych. Droga bardzo przyjemna, z pięknymi widokami i zakrętami, czyli… to co motocykliści lubią najbardziej 😁. Gdzieś po drodze zrobiliśmy sobie postój i przyrządziliśmy kawkę w pięknych okolicznościach przyrody. W takich momentach utwierdzamy się w przekonaniu, że zakup małej kuchenki gazowej i wożenie jej ze sobą razem z kawiarką to był bardzo dobry pomysł.





Dalej kierowaliśmy się na Jelenią Górę… no i tam można jeździć „bez celu” i cieszyć się wręcz każdym kilometrem pokonywanej drogi… Zaskoczyła nas ilość samochodów jadących na w przeciwnym kierunku 😅, szybko sobie uświadomiliśmy, że to przecież dzień powrotów z majówki. Większość ludzi po majówkowym pobycie w Karkonoszach jechała na Wrocław, aby stamtąd głównymi drogami rozjechać się w kierunku swoich domów… korki były ogromne!, ale jak już wspomniałam, my na szczęście jechaliśmy w przeciwnym kierunku.
Z Jeleniej Góry udaliśmy się już na północ, przejechaliśmy przez Krainę Wygasłych Wulkanów… Wcześniej nawet nie wiedziałam, że mamy w Polsce takie miejsce. Kraina ta położona jest pomiędzy Jelenią Górą a Jaworem w rejonie Gór i Pogórza Kaczawskiego. Jest to jeden z najbardziej zróżnicowanych pod względem geologicznym i tektonicznym obszarów w Polsce, na pewno warto tam wrócić i trochę pozwiedzać.
Dalej pojechaliśmy przez Głogów w kierunku Leszna i tam „wbiliśmy” na S5 i do domku… no i tym sposobem nakręciliśmy 630 km! jednego dnia… to nasz rekord. Pewnie że zmęczenie na koniec dnia dało o sobie znać, ale zadowolenie z przejechanej trasy było OGROMNE!
LwG