Wyjazd w sobotę rano, na szczęście prognoza pogody była optymistyczna na cały weekend (tydzień wcześniej niestety z powodu deszczu zrezygnowaliśmy z wyjazdu). Plan zakładał dojazd w sobotę prosto do celu bez żadnych dłuższych postojów, żebyśmy zdążyli coś zobaczyć na miejscu (a dni niestety coraz krótsze…), tak więc droga prowadziła na Jelenią Górę i przez Szklarską Porębę prosto do Harrachova. Po drodze przekonaliśmy się, że objazd nie zawsze oznacza kłopoty … a mianowicie za Bolkowem była zamknięta droga w kierunku na Jelenią Górę i musieliśmy pojechać objazdem przez (jak się okazało) małe, urocze miejscowości. Widoki były niesamowite … Ostatecznie z krótkimi postojami na kawkę, popołudniu (ok 15.30) dotarliśmy na miejsce…
Nocleg zarezerwowałam oczywiście wcześniej wybierając pensjonat, który dysponuje garażem dla naszych motocykli. Penzion Slunce – bardzo dobrze oceniony na Booking.com i faktycznie nie zawiedliśmy się. Pokój bez żadnych zastrzeżeń, a jeszcze oprócz garażu na miejscu jest świetna restauracja z przemiłą obsługą i doskonałym jedzeniem… dużo tych NAJ, ale naprawdę na to zasługują… Jeżeli wrócimy do Harrachova, albo będziemy tam kiedyś przejazdem na pewno nie będę szukać innej miejscówki.
Harrachov – to miasto (wg mnie miasteczko) w północnych Czechach (4 km od granicy z Polską), dla mnie do tej pory słyszałam o Harrachovie tylko w związku ze skokami narciarskimi (i jazdą na nartach). W Harrachovie istnieje pięć skoczni narciarskich, a kompleks wielokrotnie był gospodarzem zawodów z cyklu Pucharu Świata. 17 lat temu Adam Małysz jako pierwszy w historii Polak zwyciężył konkurs lotów narciarskich. Wtedy skocznia w Harrachovie tętniła życiem, a zawody oglądało kilkanaście tysięcy fanów. Obecnie obiekt niszczeje i służy głównie skokom na bungee (ostatnie skoki odbyły się tam w 2014r). Z pensjonatu mieliśmy wspaniały widok na skocznie, niestety nie dotarliśmy w ich pobliże, ponieważ wybraliśmy się na spacer do miejscowego wodospadu Mumlawy, a w drodze powrotnej słoneczko nam już zaszło i nie mieliśmy czasu na dalsze zwiedzanie … Sam wodospad – piękny i położony całkiem niedaleko od centrum… naprawdę warto się tam wybrać… Ogólnie Harrachov bardzo nam się spodobał, a wręcz nas zauroczył…
W niedzielę rano zjedliśmy serwowane w pensjonacie śniadanko i w drogę … postanowiliśmy nie wracać tą samą trasą, a przede wszystkim chcieliśmy oczywiście skorzystać z „czeskich górek” i pojechaliśmy na przejście graniczne Mala Upa (znane nam z sierpniowego „hondowskiego” wypadu). Trasa – rewelacja, zakręty i widoki super… Na górze przy przejściu granicznym znajduje się browar Trautenberg, zaopatrzyliśmy się w miejscowe piwko, popodziwialiśmy widoki i ruszyliśmy w kierunku domu …
O dziwo… wcześniej jadąc w przeciwną stronę (z Polski do Czech) tego nie zauważyłam, a tym razem nie mogę nie wspomnieć, że po minięciu znaku granicznego z Polską w trybie natychmiastowym odczuliśmy nagłe pogorszenie stanu nawierzchni… no cóż potwierdza to fakt, że jak się coś poprawia to niekoniecznie to zauważamy, ale w przeciwną stronę – od razu… Oczywiście nie obyło się bez objazdów.. tym razem już niekoniecznie w tak pięknych okolicznościach jak poprzednio, do tego w niedzielę nieźle wiało, ale sama jazda była jak zwykle ogromną przyjemnością…
Kolejny udany weekend za nami … lwg