Jezioro Garda cz III

W Limone spędziliśmy 4 pełne dni (jeden przeznaczony na objazd Gardy, o którym pisałam w poprzedniej części), wyluzowaliśmy się, odpoczęliśmy i nabraliśmy sił na 3-dniowy powrót do domu. W piątek rano po śniadanku byliśmy gotowi do drogi …

Powrót zaplanowaliśmy przez Austrię, Niemcy i tym razem Czechy, przed nami pierwszy cel, czyli pensjonat Reischacher Hof w miejscowości Reischach (Niemcy). Przez Włochy oczywiście omijaliśmy autostrady, nad Gardę jechaliśmy drogą SS508 przez przełęcz Penser Joch, więc w drodze powrotnej postanowiliśmy nie powtarzać trasy i udaliśmy się w kierunku granicy włosko-austriackiej drogą SS12… tzn do Bolzano droga się pokrywała, a tam odbijaliśmy na trasę, która wiodła w pobliżu autostrady, ale jednak przez włoskie miasteczka. Droga była mniej kręta niż SS508, ale również z pięknymi widokami i super długimi łukami. Czas dojazdu do Brenner na granicy wydłużył nam wypadek drogowy, (niestety z udziałem motocyklistów), na który najechaliśmy po wcześniejszym ominięciu ok 2-3 kilometrowego korka (jak dobrze, że jechaliśmy motocyklami!)

Dalej bezpiecznie dojechaliśmy do przełęczy Brenner, za której pokonanie zapłaciliśmy ponownie po 9,5 E za motocykl, przestawiliśmy nawigację na drogi płatne (winietę na Austrię mieliśmy wykupioną na 10 dni) i autostradą austriacką udaliśmy się w kierunku Kufstein, dalej Rosenheim i do naszego celu Reischach.

Reischach to małe niemieckie miasteczko w Bawarii, pensjonat Reischaher Hof położony jest przy głównej drodze (nie trzeba było szukać), jest bardzo klimatyczny, w regionalnym stylu z dużym prywatnym parkingiem. Przywitała nas przemiła gospodyni i wskazała jeden z pokoi (bez luksusu, ale przestronnie i czysto – na jedną noc idealnie). Na miejscu jest też restauracja, czyli z obiadokolacją ponownie nie było problemu (jedzenie naprawdę smaczne no i wyśmienite piwko). Po posiłku jak zwykle spacerek po okolicy na rozprostowanie kości po tylu godzinach na moto…, a motocykle zostały „przytulone” do siebie na parkingu na posesji.

W sobotę rano po śniadanku pojechaliśmy w kierunku granicy z Czechami… wszystko wskazywało na to, że to ostatni gorący dzień (zbliżaliśmy się do Polski, a tutaj przyszło już parę dni wcześniej ochłodzenie), korzystaliśmy więc ze wspaniałej pogody… Do granicy dojechaliśmy bardzo szybko, potem udaliśmy się przez Pilzno omijając Pragę do miejscowości (ponownie malutkie miasteczko) Hostinne. Muszę przyznać, że czeskie „górki” bardzo nam się spodobały (na pewno wrócimy tu pojeździć) i nie mogę nie wspomnieć o rzucającej się w oczy różnicy w wyglądzie przygranicznych miasteczek czy wsi blisko niemieckiej granicy i blisko naszej… Nie wiem, czy ma na to wpływ sąsiedztwo czy po prostu przypadek, ale po przejechaniu granicy niemiecko-czeskiej widać, że rejon nie jest „biedny” (pewnie Niemcy przyjeżdżają na zakupy), a od naszej strony… uroczo, ale dość słabo jeżeli chodzi o stan domów, dróg … (granicę przekraczaliśmy w Lubawce), natomiast mile zaskoczył mnie stan dróg po przekroczeniu naszej granicy ….

W Hostinne (ostatni nocleg naszego motocyklowego wyjazdu) mieliśmy zarezerwowany Hotel Městský Dorinka, który jest usytuowany przy głównym placu tuż obok pięknego ratusza z XV wieku. Dysponuje on lokalem, w którym można zrelaksować się przy napojach, ale nie serwuje się tu jednak żadnego jedzenia (tylko rano śniadanie wliczone w cenę pobytu). Dużym plusem był garaż z monitoringiem dla naszych motocykli. Płatność tylko GOTÓWKĄ. Miły Pan z baru poinformował nas, że w pobliżu są dwie pizzerie, a najbliższa restauracja to ok 2 km drogi. Zawsze staraliśmy się zjeść „normalny” obiad po całym dniu na moto, jednak nie chciało nam się iść pieszo 2km, więc stanęło na pizzerii, ale … jedna była nieczynna (po prostu pech)… a druga okazała się malutkim lokalem (jeden stolik) z pizzą raczej na wynos i tak też zrobiliśmy… cudów się nie spodziewaliśmy,a tu niespodzianka … pizza była świetna.

W niedzielę rano śniadanko, ostatnie już w tej podróży przypięcie kufrów do motocykli i kierunek do domu … Niestety sprawdziła się prognoza pogody co do ochłodzenia i rano było tylko 12 stopni (pierwszy raz od wyjazdu z domu 10 dni wcześniej przydały się bluzy pod kurtki motocyklowe, wcześniej raczej staraliśmy się pootwierać wszelkie otwory wentylacyjne w nich, a teraz je zamykaliśmy) Droga przez czeskie i polskie „górki” super, a potem już prościutko do domku …, nie ma co ukrywać trochę się zdążyliśmy stęsknić.

Podsumowując wyjazd …, a była to nasza pierwsza zagraniczna wyprawa motocyklowa, przejechaliśmy prawie 3000 km przez: Polska, Niemcy, Austria, Włochy (cel jezioro Garda), Austria, Niemcy, Czechy i Polska. Pogoda była wyśmienita (nie spadła na nas przez cały wyjazd ani kropla deszczu!!!)… obyło się bez żadnych niemiłych „niespodzianek”, wykupiony dla motocykli assistance na szczęście się nie przydał… Nasz plan wyjazdowy spełniliśmy w 100%, jesteśmy bardzo zadowoleni i pełni zapału na następne wyprawy. Nasz „nastolatek” mimo narzekania pod koniec prawie każdego dnia na ból d..y stwierdził, że jakby co, to jest gotowy na następne wyjazdy …

Lwg